UNIWERSYTET JAGIELLOŃSKI KATEDRA FILOZOFII
"AESTHETICA PERENNIS?"
XXVII OGÓLNOPOLSKA KONFERENCJA ESTETYCZNA KRAKÓW - ZAKOPANE 2000
dr inż. arch. Robert Marcinkowski
Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej
„Od inspiracji do produkcji”... W tej propozycji programowej widzę jako architekt, odbicie ważnej części swego zawodowego życia. Zwłaszcza tych godzin, w których przyszły budynek nie istnieje jeszcze – jest zaledwie szansą, dopiero wyłania się z niebytu, zastygając we wstępny szkicowy rysunek. W tej najwcześniejszej fazie projektu istnieje zazwyczaj tysiąc powodów, aby w sensie materialnym budynek nigdy nie zaistniał. Istnieje tysiąc ograniczeń dotyczących szczegółów ewentualnej realizacji... Większość z nich umiałbym zapewne nazwać, lecz nie to wydaje mi się teraz najważniejsze. Chciałbym bowiem przedstawić jedynie styk dziedzin estetyki i architektury – z subiektywnego punktu widzenia praktyka- projektanta.
W pracy naukowej wielekroć zaskakiwało mnie, iż za odkrywcze uznawano stwierdzenia, które jako projektant-praktyk miałem za oczywiste i niewarte dyskusji. Skoro jednak „oczywistość” okazuje się wielekroć pojęciem tak względnym – może warto pokusić się o przetłumaczenie rzeczy oczywistych na szerzej zrozumiały język, jak najchętniej określiłbym tu swój cel.
W teorii architektury rangę kanonu zyskały rozważania na temat relacji pomiędzy formą dzieła architektonicznego, jego funkcją użytkową oraz treściami, jakie może, czy też powinna wyrażać architektura. Do opisu tych relacji stworzony został z biegiem lat potężny aparat pojęciowy, mający w założeniu służyć interpersonalnej komunikacji, jako coraz trafniejszemu n a z y w a n i u procesów i zjawisk towarzyszących projektowaniu.
W miarę postępu specjalizacji naukowej doszło jednak stopniowo do sytuacji, w której wysoki poziom abstrakcji czyni ów język coraz bardziej hermetycznym. Założeniem niniejszej pracy jest przedstawienie wybranych aspektów projektowania w sposób interdyscyplinarny – i choćby częściowe „odhermetycznienie” języka.
Przedstawione tu rozważania ograniczają więc architekturę do autorskiego komunikatu – do tych aspektów projektowania, które determinują dzieło architektoniczne jako przekaz o charakterze estetycznym pomiędzy nadawcą-architektem a odbiorcą-użytkownikiem, od obu tych stron w ogromnej mierze uzależniony. Przez odbiorcę rozumiem przede wszystkim użytkownika architektury, niekoniecznie zaś inwestora-developera (termin „developer” nie doczekał się jeszcze satysfakcjonującego spolszczenia) zamawiającego projekt. Np. spółdzielnia mieszkaniowa nie jest praktycznie adresatem jakiegokolwiek estetycznego komunikatu (choć oczekuje rzecz jasna sukcesu inwestycji w sensie ekonomicznym). Również relacja nadawca – dzieło architektoniczne – odbiorca wymaga wstępnego komentarza.
Pytanie „...a któż to zaprojektował?!” zadawane niekiedy przez oburzoną publiczność dowodzi ogromnej wiary w fakt obcowania z architekturą jako dziełem opracowanym przez twórcę od początku do końca, a więc nieskrępowanym komunikatem autorskim. Tymczasem fizjonomia budynku odzwierciedla rzecz jasna blaski i cienie całego procesu inwestycyjnego (trudno uwierzyć, lecz często wykluczającego możliwość powstania dobrego projektu).
Percepcja otaczającej nas przestrzeni ma nader niewiele wspólnego z estetyką płaskiego rysunku przedstawiającego rzut (plan) budynku. Znajdując się we wnętrzu (także wnętrzu krajobrazowym, wnętrzu placu, wnętrzu ulicy) możemy odgadnąć kształt jego planu jedynie w przybliżeniu. Np. wszelkie wnętrza o kształcie sferycznym, eliptyczne, czy generalnie „krzywoliniowe wypukłe” są w percepcji bardzo podobne.
Wielu złudzeniom optycznym ulegamy również wśród płaskich powierzchni ścian, co genialnie wykorzystane zostało np. w kompozycjach placów przed bazyliką św. Piotra w Rzymie, czy kościołem św. Marka w Wenecji. Budowle te wydają się zbliżać do obserwatora – przyzwyczajeni do wnętrz prostokątnych obserwujemy skorygowaną zręcznie perspektywę i „mylnie” odczytujemy rzeczywiste, trapezowe plany placów.
W fasadach świątyń starożytnej Grecji nie dostrzegamy na pierwszy rzut oka linii krzywych, zaś piony i poziomy odbieramy jako nie zakłócone. W rzeczywistości stylobaty (podstawy budowli ze stopniami) są nieznacznie wypukłe, zaś osie skrajnych kolumn np. Partenonu przecinają się nad świątynią na wysokości 1500m. Tak subtelne korekty perspektywy niewidoczne dla oka odbiorcy praktycznie nie występują już w architekturze współczesnej.
Przejdźmy zatem do bardziej współczesnych oczywistości. Ciało ludzkie posiada przybliżoną płaszczyznę symetrii. W czasie ruchu wzrok człowieka skierowany jest w przód. Wynika stąd jednak nieoczywisty już wniosek, że każde wnętrze architektoniczne, czy urbanistyczne zawiera w sobie scenariusze zdarzeń, potencjalnie możliwe sekwencje doznań estetycznych związanych z przemieszczaniem się obserwatora. Doznania te są w pewnej mierze przewidywalne (na marginesie: tworzą ogromny zbiór czterowymiarowych kompozycji!). Ruch użytkownika może je niejako „wydobyć” z otaczającej przestrzeni. Co wynika z istnienia takich scenariuszy?
Dopóki rozpatrujemy architekturę jako nieruchome dzieło sztuki przeznaczone do oglądania zarówno z zewnątrz jak od środka może się wydawać, że wszystkie kierunki widokowe są równouprawnione i oddziałują na nas z podobną intensywnością. Jest tak istotnie, gdy rozpatrujemy rozległy, „szerokokątny” widok z jednego punktu, np. obserwujemy panoramę z wieży widokowej, lub rozglądamy się po hallu-poczekalni. W ten sposób odbieramy jednak otoczenie tylko z pozycji spoczynkowej.
Wraz z podjęciem ruchu pojawia się wyraźna asymetria oddziaływań. Poruszając się we wnętrzu odbieramy najsilniej te obrazy, które znajdują się na przedłużeniu linii naszego ruchu. Również na zakrętach i łukach percepcja nasza ulega swoistej bezwładności. Obiekty na zewnątrz łuku zatrzymują nasz wzrok, zaś strona wewnętrzna umyka uwadze i pozostaje często nie zauważona. (Fakt ten jest tak oczywisty... że aż praktycznie zapomniany!).
Sztuka kształtowania tzw. zamknięć perspektywicznych, posągi na końcach parkowych alei, czy podjazdy do dworów – nie mają praktycznej kontynuacji np. we współczesnej inżynierii ruchu drogowego. Sylwety zamków pojawiają się więc na przedłużeniu autostrad przypadkowo, albo wcale. Obserwujemy je bowiem z miejsc w sensie estetycznym przypadkowych.
Warto w tym miejscu podkreślić rolę punktu obserwacji w percepcji dzieła sztuki. Oglądając np. dzieło rzeźbiarskie mamy znaczną swobodę wyboru punktu obserwacji, zaś autor prawie nigdy nie wyznacza nam w otoczeniu rzeźby kierunków szczególnie uprzywilejowanych. W architekturze pozycja użytkownika względem budynku jest z reguły zdefiniowana zagospodarowaniem przyległego terenu i ma na nią wpływ ogromna ilość czynników natury pozaestetycznej. Faktycznie dużą możliwość wyboru punktów obserwacji i narzucania odbiorcy zaplanowanych sekwencji widokowych mają dziś już chyba tylko projektanci ogrodów.
Próba przewidzenia typowego scenariusza zdarzeń np. w architekturze użyteczności publicznej może rozpocząć się następująco:
-W jaki sposób budynek wyłania się i ukazuje naszym oczom?
-Jak wygląda z miejsca, w którym jako klienci lub goście wysiadamy z samochodu?
-Jak odnajdujemy wejście?
-Jakie wrażenia towarzyszą wejściu?
-W jakiej kolejności odkrywamy wnętrze budynku?
W teorii architektury miejsca o szczególnym znaczeniu dla odbioru formy architektonicznej określa się jako formalnie ważne.
Wchodząc
do wnętrza wielokrotnie tą samą drogą widzimy je przez moment zawsze
pod tym samym kątem. Widok z tego właśnie miejsca, dzięki migawkowym
powtórzeniom ulega utrwaleniu – nawet jeśli „nie
mając przecież czasu się rozglądać” nie zdajemy sobie
z
tego sprawy.
To ważny moment w percepcji. Niektóre firmy dbając o jednolity wizerunek swych budynków precyzują szczegółowo, iż klient stając w progu ma ujrzeć np. określoną powierzchnię wolnej posadzki i logo firmy w prawidłowej odległości (złudzenie klienta, iż wchodząc ogląda wnętrza z przypadkowo wybranego przez siebie punktu może tylko rozśmieszyć wytrawnego specjalistę od reklamy). Analogicznie istnieją we wnętrzach miejsca „niewidzialne”, do których uwaga wchodzącego praktycznie nie dociera, np. wewnętrzna strona ściany a szczególnie jej część n a d wejściowymi drzwiami.
Współczesne prezentacje projektów architektonicznych opracowane przy użyciu technik komputerowych stanowią pod wieloma względami autonomiczne dzieła sztuki. Faktycznym celem ich powstawania jest jednak marketing w procesie inwestycyjnym, co w praktyce oznacza, iż oddziaływanie estetyczne na inwestora czy potencjalnych użytkowników może, ale nie musi mieć nic wspólnego z walorami prezentowanej architektury.
Efektowne ujęcia da się np. wykonać pod kątem, z jakiego rzeczywisty budynek nie będzie nigdy obserwowany. Ze środka skrzyżowania, spod ziemi, wreszcie dzięki animacji komputerowej z helikoptera okrążającego budynek i swobodnie przenikającego otaczającą zabudowę. Na ogół nie akcentuje się przy tym, lub wręcz pomija rzeczywistą drogę użytkownika możliwą w trójwymiarowej przestrzeni i punkty obserwacji związane z konfiguracją otoczenia... gdyż mogłoby to osłabić marketingowy efekt.
Tymczasem
rzeczywista ilość miejsc z których faktycznie postrzegamy
otaczającą architekturę jest bardzo ograniczona. Wiele budynków
istnieje w naszej świadomości np. jedynie jako widok z przystanku
autobusowego – dostrzegamy go jedynie skazani na chwilową
bezczynność. Z bliska dostrzegamy prawie wyłącznie parter budynku,
zaś np. piękno kamieniczki dociera do nas dopiero gdy okrążywszy
rynek spoglądamy na nią
z pewnego oddalenia.
Przybliżona symetria ludzkiego ciała nie oznacza bynajmniej symetrycznej percepcji bocznych stron w otaczającej przestrzeni. Jedną z przyczyn asymetrii odbioru przestrzeni jest wyuczony sposób czytania i pisania. Docierające do naszych oczu informacje skłonni jesteśmy odczytywać w pewnej kolejności.
Obserwując dwa jednakowe obiekty postrzegamy je nie tylko jako lewy i prawy, lecz także pierwszy i drugi, lub jako zapowiedź i pointę. Ta lateralizacja postrzegania, o ile jest jednakowa u nadawcy i odbiorcy powoduje, że potrafimy narysować np. „linię wznoszącą się, a następnie opadającą”, choć już po krótkim namyśle pojmujemy oczywistą umowność obu określeń. Tak więc o tym, czy „dach budynku naprawdę wznosi się czy opada” można mówić sensownie tylko w kontekście określonego kulturowego „przedprogramowania”.
Podobnie ma się rzecz z ruchem słońca po nieboskłonie. Słońce wschodzi „oczywiście zawsze” po lewej i w ciągu dnia przesuwa się po firmamencie w prawą stronę - dopóki patrzymy na nie z północnej półkuli. Współistnienie na Ziemi równocześnie wszystkich pór dnia i nocy, pór roku i klimatów jest dla mnie wiecznym chyba źródłem zaskoczenia. Np. „kawa w porannym słońcu” oznacza dla architekta w Polsce rozplanowanie domu „odwrotne”, niż w Australii. (Generalnie: łatwo o błędną ocenę projektu opracowanego w innym kraju!)
Asymetrię interakcji człowieka z otoczeniem podkreśla również feng-shui, chińska sztuka kształtowania przyjaznej dla człowieka architektury jako geometrii otoczenia. Lawinowy przybór literatury feng-shui powoduje jednak istne spustoszenie umysłowe wśród czytelników, włączając zarówno inwestorów jak projektantów. Trwająca wciąż (wiosna 2000) epidemia pseudonauk, irracjonalizmu, oraz wszelakiej maści magii i guseł powoduje, iż nader niechętnie wymieniam tu nazwy kierunków (aspektów) Zielonego Smoka i Białego Tygrysa. Proponuję więc jedynie mini-eksperyment myślowy ilustrujący zagadnienie:
Osoba praworęczna wychodzi zza biurka by przywitać wchodzącego gościa, lub podać sąsiadowi jakiś przedmiot. W naturalny sposób kieruje się wówczas w prawo używając po prostu prawej ręki. Zamiast symbolizującego aktywność aspektu Białego Tygrysa wolałbym nazwać ten kierunek stroną Miecza. Po stronie Tarczy natomiast chętnie widziałbym okno (światło dzienne z lewej strony), ekran monitora, lub osłonę – dodatkowy mebel. Tarcza i Miecz zupełnie wystarczająco wyjaśniają i symbolizują role obu bocznych kierunków – przynajmniej w kontekście tradycji Grunwaldu...
Bibliografia:
-Charles Jencks „Architektura Postmodernistyczna”, Arkady, Warszawa 1987
-Bohdan Lisowski „Skrócone ujęcie teorii Juliusza Żórawskiego o budowie
formy architektonicznej” Kraków 1976(?)
-Frank Lloyd Wright „An American Architecture”, Horizon Press, Nowy Jork 1955
-Liczne publikacje n/t feng-shui (których lekturę stanowczo jednak odradzam).